Krótka historia o tym, jak R. Biedroń stanął na drodze kampanii Facebook Ads dewelopera
Znasz to uczucie, kiedy niespiesznie i z atencją pracujesz nad rozruchem kampanii dla klientów, tworzysz plan tego, co pojawi się na profilach, a przy okazji popijasz sojowe latte w ulubionej kawiarni? Jeśli tak, szczerze zazdroszczę (niekoniecznie tej imitacji kawy). Jeśli nie, witaj w mojej niekończącej się opowieści, w której jeśli ścieżka jest prosta i widoki piękne, oznacza to nic innego, jak to, że za rogiem czai się przepaść, przeszkoda lub jeleń na rykowisku.
Pozwólcie na kontynuację przydługiego wstępu, bez niego się nie obejdzie! Jeśli pracujecie jako Social Media Managerowie, z pewnością niejednokrotnie moglibyście w ciągu dnia zapełnić słoik dwuzłotówkami. Dlaczego? Oczywiście niczym Dagmara z “Królowych życia” mogliście wpaść na pomysł, by za każde przeklnięcie wrzucać symboliczne 2 złocisze do pojemnika. Przyczyną naszych frustracji (łączę się z wami w bólu i nadziei) są zmiany w menedżerze reklam ograniczające się często do tego, że “coś nie działa” (dziwne, u mnie jednak działa) lub “nie mogę tej kampanii odpalić”, “wyskakuje mi błąd”. Skwitowałabym to pytaniem ważkim i częstokroć powtarzanym: panie premierze, jak żyć?
Na to ostatnie pytanie nie poznacie tutaj odpowiedzi, ale uchylę Wam rąbka tajemnicy, że czasem los bywa przewrotny, a opary absurdu unoszą się naprawdę wysoko. Zaintrygowani?
Deweloperze, (nie) bądź kontrowersyjny!
Nie będzie to może żadnym odkryciem, jednak branża deweloperska w social media radzi sobie bardzo dobrze. Klient z tego segmentu często lubi uciekać od negatywnych komentarzy lub też pomija pewne fakty dotyczące historii swojej inwestycji. Zapominając przy tym, że internet to jednak nie zapomina. A przynajmniej nie zawsze.
Jeśli jednak chodzi o kampanie, królują te skierowane na pozyskiwanie leadów lub też przekierowujące na landing page. W komunikatach znajdziemy informacje takie jak cena za m2, lokalizacja, atuty inwestycji, metraże czy też możliwość wykończenia pod klucz. Powiedzmy sobie szczerze, jest to po prostu standard. Jak więc wytłumaczyć tę mrożącą krew w żyłach historię o odrzuceniu reklamy właśnie dla dewelopera? Okazało się to prostsze, niż można było się spodziewać.
W tym miejscu winna jestem Wam małe post scriptum: to mogło zdarzyć się w każdej branży i każdemu. Zostałam wybrańcem losu. W tym miejscu chciałabym podziękować rodzicom za urodzenie mnie pod tak szczęśliwą gwiazdą.
Na początku była burza… mózgów oczywiście
Spędzasz czas nad przygotowaniem specyfikacji, wędrujesz po meandrach grup odbiorców, pixel konwersji masz w małym paluszku i właściwie powinno pójść już z górki. W tym miejscu powinien rozbrzmieć srogi śmiech wszystkich mechanizmów, które decydują o “być albo nie być” Twojej reklamy. Serio.
Jak doskonale wiecie, pośpiech nie jest dobrym doradcą, a praca pod presją to nie lada wyzwanie, które podejmujemy praktycznie każdego dnia. Zawsze tli się iskierka, tylko nie nadziei, a taka, która może potencjalnie zwiastować pożar w Twojej kampanii lub przyjętej strategii.
Nic naprawdę nic… mnie nie zdziwi
I nadchodzi ten moment, kampania za kampanią śmiga. Zbiera się zasięg, kliknięcia się zgadzają, CPC raduje oczy i nagle… Szok, niedowierzanie, halucynacje z przepracowania. Kampania odrzucona. Ta wypieszczona, dopracowana, wychuchana.
W tym momencie zadajesz sobie milion pytań: gdzie popełniłam błąd, jak to mogło się stać, w kilku słowach “oh God, why?”. Stwierdzasz, że krok po kroku trzeba przejść proces jeszcze raz. Na zielono rozbłyska komunikat “w trakcie sprawdzania”. Popijasz zieloną herbatę (dla większych hipsterów niech będzie yerba mate) i czekasz.
I tak czekasz sekundy, minuty… Gdyby tak wolno płynął czas w weekend, byłabym wdzięczna losowi. Po 15 minutach stajesz się mistrzem F5 i masz wrażenie, że klawisz jest już na wykończeniu tak jak Ty.
Zmiana statusu kampanii już jest. Ponownie nie mam dobrych wieści, bo reklama została odrzucona. Czytasz dziesiąty raz tekst, sprawdzasz linkowanie, z lupą wpatrujesz się w przygotowaną grafikę. Nie widzisz nic. Już sama nie wiesz dlaczego, czy to zmęczenie, czy to już rozkojarzenie, a może po prostu to wina Tuska.
Wysyłam SOS
Jak trwoga to do… supportu. Choć późna godzina, trzeba działać. Kopiujesz komunikat, że łamiesz zasady zawarte w Regulaminie Facebooka śmieszkując sobie, że “fajnie, fajnie, ale w którym miejscu?”.
Wbija do Ciebie na czata Paulina, która jest Twoim sprzymierzeńcem. Wciąż powtarza, że wie, jak ważna jest ta sprawa i zrobi co w jej mocy (no raczej!), by Ci pomóc. Myślałam: LASKA, NA NIC INNEGO NIE LICZĘ.
Od słowa do słowa, Paulina sprawdziła wszystko. W sumie nie miała do czego się “przyczepić”, choć podobno kobieta z niczego potrafi zrobić zarówno obiad, jak i awanturę. Tym razem było inaczej.
Kiedy otrzymujesz informację zwrotną i zaczynasz się śmiać
Tak, zaczęłam się śmiać, kiedy otrzymałam uzasadnienie dotyczące odrzucenia reklamy. Łamała ona bowiem zasady związane z promowaniem treści politycznych. Przypominam Wam raz jeszcze, to była reklama DE-WE-LO-PE-RA.
Wyskoczyło mi powiadomienie, że powinnam dokonać autoryzacji, by móc korzystać z promowania treści kontrowersyjnych (ach, te ceny za m2). By nie trzymać Was w niepewności, okazało się, że winowajcą tego całego ambarasu był… Robert Biedroń, a w zasadzie to partia przez niego stworzona, czyli… WIOSNA.
Tak mili moi, w komunikacie reklamowym zawarte było właśnie to słowo klucz. WIOSNA. To nic, że to po prostu pora roku, że można wtedy zamieszkać w naszej inwestycji. Nie, to jawne propagowanie treści politycznych!
Oczywiście reklama mogła zostać zatwierdzona w ciągu kilku godzin po odwołaniu się od decyzji, jednak dopiero w momencie, kiedy zgłosiłam się do supportu. Jeśli zależy nam na czasie aktywacji kampanii, jest to znacząca niedogodność. Można oczywiście zmodyfikować także treść reklamy, jednak jeśli wszystkie materiały muszą zostać zaakceptowane przez klienta (a szczegóły mają znaczenie), może to także wydłużyć czas pracy nad kampanią.
Czy i Wam zdarzyło się, że kampania została odrzucona z równie osobliwego powodu? Mnie jeszcze często spotyka sytuacja, w której cena za m2 jest według Facebooka równoznaczna z namawianiem odbiorców do zaciągnięcia kredytu. Cóż, może faktycznie biorąc pod uwagę pewien skrót myślowy, ma to sens. Wszak coraz częściej żyjemy w stylu “życie na kredycie”.
Dowiedz się, jak prowadzić kanały w Social Media i pozyskaj zaangażowanych odbiorców.
Czekam na Wasze komentarze i… byle do wiosny! Tu mnie nikt nie zablokuje. Chyba.
Polecamy również: