I ❤ Marketing – byłam, widziałam, powróciłam!
Jak to bywa w moim przypadku, relacja nie może być zwykłą relacją. Zawsze stawiam na to, co merytoryczne, ale też na to, co wzbudza emocje. Dlaczego? To świetnie sprawdza się w mojej pracy. Każdego dnia wykazujemy się nie tylko wiedzą, ale musimy rozpoznawać emocje – zarówno naszych klientów oraz ich klientów.
Konferencja I Love Marketing przyciąga tłumy – nic dziwnego, bo to spotkanie z osobami, które w branży są nie od dziś (a nawet nie od wczoraj). Dodatkowo, sama formuła konferencji jest interesująca. Grywalizacja? Ależ proszę bardzo. I jeśli ktoś jeszcze mi powie, że po użyciu przeze mnie słowa „grywalizacja” nie pomyślał o Pawle „Batmanie” Tkaczyku, to z tą osobą się pogniewamy.
W tym roku mnie przypadła przyjemność podróży do stolicy, której tak naprawdę w ogóle nie lubię. Czy jednak lokalne animozje mogły mnie powstrzymać przed przyjazdem? Ależ skąd!
Pierwszy dreszczyk pozytywnych emocji poczułam już kiedy zobaczyłam listę prelegentów. Jak tutaj spokojnie wyczekiwać na wydarzenie, na którym będzie Natalia Hatalska, Monika Czaplicka, Michał Sadowski czy wspomniany już Paweł Tkaczyk. Dla mnie to nie tylko okazja posłuchania osób, z którymi łączy mnie zawodowa pasja. Dlaczego? Ano to bardzo proste – na konferencji pojawi się wiele osób, które zajmują się tematami dla mnie nieco bardziej odległymi. Odległe, wcale nie oznacza, że są zupełnie poza moim zainteresowaniem. Wręcz przeciwnie. Chęć chłonięcia wiedzy niczym przysłowiowa gąbka została spakowana razem z laptopem, biletami i dobrym humorem.
Nie ma cwaniaka na Warszawiaka
Tak, stolica ma swój klimat – jedni ją kochają, drudzy nienawidzą. Dla mnie na ten jeden dzień była centrum marketingowego mikroświata (mikro napisane jest tutaj z przekorą, więc spokojnie drodzy hejterzy czekający już w blokach startowych). Możesz milion razy zgubić się w Złotych Tarasach, możesz jarać się hipsterskimi miejscówkami. Ja zajarałam się takimi spotkaniami – tak jak Bartosz Góralewicz pokazał, że jara się dobrym SEO.
Multikino – rozdajemy Oskary
Dobra, dobra. Wrażenie robi sala kinowa, jeśli w Twojej miejscowości sale są raczej kameralne, ale była pompa, nie powiem, że nie. Począwszy od samego informowania o konferencji, przez jej organizację aż po zapowiedź kolejnej, marcowej i to dwudniowej (!!!) konferencji.
Na początku zwróciłam uwagę na roześmianą od ucha do ucha dziewczynę w czerwonej sukience – oczywiście chodzi o Agatę z Draw The Words, która treści kompresowała i przedstawiała w formie graficznej. I robiła to świetnie. Sprawdźcie koniecznie w wolnej chwili.
Ludzie – prelegenci i uczestnicy
Wiecie co uwielbiam w takich wydarzeniach? To, że znajduję na nich pozytywnych świrów, którzy tak jak ja kochają swoją pracę i cieszą się, kiedy mogą dowiedzieć się czegoś nowego. Podkreślę raz jeszcze – to konferencja zarówno dla tych, którzy chcą się zainspirować, ale także dla tych, którzy chcą realnie przełożyć zdobytą wiedzę na swój biznes.
Świetna sprawa, kiedy znasz kilkanaście osób, a wyjeżdżasz z naprawdę sporym bagażem nowych kontaktów. Wow! Życzliwość, uśmiechy i skrócony dystans. Nie tylko między uczestnikami, ale także na linii prelegenci-uczestnicy. Śmiało można było porozmawiać z Michałem Sadowskim czy Pawłem Tkaczykiem.
Meritum – merytoryka
Miałam okazję śledzić konferencję od samego początku. O prelegentach i treściach, które pojawiły się na I Love Marketing przeczytacie na Sprawnym Marketingu, ja opowiem Wam to, co zapamiętałam i co podobało mi się najbardziej – crème de la crème.
Zanim jednak śmietanka, to będzie wisienka na torcie – prowadzący Maciej Kautz. Pierwsze skojarzenie – wodzirej, jednak niech się nie obrusza i nie naburmusza, bo dla mnie to akurat pozytyw. Maciej to niedoszły milioner, pierwszy uczestnik popularnego teleturnieju, w którym można było wykonać telefon do przyjaciela (zazwyczaj zupełnie bezużyteczny) – tako rzecze Google. Posłaniec złych wiadomości m.in. tej, że przerwa kawowa nie została przedłużona. Pozdrawiam Macieju z tego miejsca!
Merytoryczne aspekty prezentacji wzięłam oczywiście pod uwagę, ale dla mnie liczyła się także autoprezentacja i sposób porwania (lub nie) publiczności. Moi faworyci – kolejność zupełnie nieprzypadkowa.
1. Maciej Lewiński – 6 ukrytych funkcji Google Analytics , o których nie miałeś pojęcia
Gdyby nie było filmu „Och, Karol”, byłby na pewno „Och, Google”. Choć w pracy na co dzień siedzę w Google Analytics to i tak wiem, że ten mały skubaniec skrywa przede mną jeszcze wiele tajemnic. Kilka z nich odkrył Maciej, który w angażujący sposób (słuchałam z atencją) pokazał, że można wygrać z ze źródłem not provided (choć nie w 100%) oraz że czasem ma tak jak my i może to podsumować jednym, pełnym emocji słowie #ch.jnia. Dla tych, do których wieść gminna jeszcze nie dotarła, wystąpienie Macieja zajęło 1. miejsce – sama dałam z czystym sumieniem 5 gwiazdek. Było za co!
PS: Osobę od social media zazwyczaj mogą interesować tylko social media. Mnie nie.
2. Michał Sadowski – 10 marketingowych tricków naszej drogi od 0 do 1000 klientów
Kto nie zna Michała choćby ze słyszenia, lepiej niech się nie przyznaje. A tak całkiem poważnie, z Brand24 pracuję od dłuższego czasu. Nadal wracam do hitu „Internety robię” – zboczenie (nie)zawodowe. Choć wiele ze slajdów jego prezentacji nie było dla mnie zaskoczeniem, bo śledzę go na Facebooku, to i tak mnie wciągnęło. Sadek pokazuje, że można osiągnąć sukces i nie spoczywać na laurach. Rozwijać produkt, udoskonalać, a przy tym nieźle się bawić. Tak, kupił mnie prezentacją nowego klipu, którego premierę zapowiedział na listopad. Lubię jego nieszablonowe myślenie. Może i nie powiedział nic odkrywczego, ale powiedział to w taki sposób, że jednak chciało się słuchać.
PS: przed prezentacją Michał pozował do zdjęć. To znaczy pozowała jedna z części jego ciała. Żeby być złośliwą, nie powiem która!
3. Maciej Budzich – Złe i dobre prezentacje, czyli jak opowiedzieć historię, wykorzystując multimedia
Świeżość, flow i dobra prezentacja, czyli dał radę. Dla mnie osobowość w całej rozciągłości. Dodatkowo do ostatnich sekund przed wystąpieniem nagrywał, transmitował i był online. Człowiek orkiestra. Temat bardzo mi bliski, bo prezentacje, które robię praktycznie każdego dnia. Dowiedziałam się o kilku sprytnych patentach na to, jak pokazać klientowi esencję tego, co chcę przekazać. Video w prezentacji – tak, ale jak mogliśmy się przekonać „na żywo”, video może skutecznie odciągać uwagę od tego, co mówi osoba prezentująca. Jak zawsze trzeba tutaj przytoczyć prawdę starą jak świat „Czasem mniej, znaczy więcej” oraz „Umiar, głupcze!”. Dzięki Maciej, przyjemnością było Cię posłuchać.
PS: gdzie był palec Budzicha?!
Oprócz powyższych „mistrzów” nie mogę nie wspomnieć o Monice Czaplickiej, którą po prostu uwielbiam i uważam, że mogłaby mówić o wszystkim albo i o niczym i robiłaby to w cudowny sposób. Dodatkowo, podobnie jak Monika uważam, że trzeba kochać hejtera swego, bo zawsze może nam się przydać!
Do grona wyróżnionych na mojej liście dodałabym jeszcze Tomasza Milera, który opowiedział o potędze preorderu. Choć to zupełnie nie moja bajka, to świetnie się słuchało jego wystąpienia i… wpadło mi do głowy kilka pomysłów. Zostałam zainspirowana – uważam to za sukces!
I last but not least – Paweł Tkaczyk, który poruszył temat „Employer Branding – jak wypromować silny wizerunek pracodawcy?”. To temat szczególnie bliski branży marketingowej, w której projekt goni projekt, a pracowdawcy nieraz nie biorą pod uwagę wartości, którymi kierują się pracownicy, także ci potencjalni.
Grywalizacyjna top lista
Każdy uczestnik konferencji oczywiście mógł wyrazić swoją aprobatę lub dezaprobatę poprzez ocenianie prelegentów w specjalnie przygotowanej aplikacji. I tak uznanie zyskali:
1. Maciej Lewiński
2. Michał Sadowski
3. Jakub Cyran
4. Tomasz Miler
5. Monika Czaplicka
6. Kamil Bolek
7. Natalia Hatalska
8. Cezary Lech
9. Maciek Wróblewski
Wszyscy i każdy z osobna z wyżej wymienionych zrobił naprawdę kawał dobrej roboty za co czapki z głów. Jak już wspomniałam na początku, w marcu 2017 r. konferencja się powiększa – będą już dwa dni. W pierwszym dniu klasyczny I Love Marketing, a w drugim I Love Social Media. No i jak mnie tam nie będzie to ja nie wiem. Świat się chyba skończy. Także tego. Bookuję bilety.
Podsumowanie
Jeszcze chłonę, jeszcze wspominam i wciąż cieszę się, że uczestniczyłam w tym wydarzeniu. Nie żałuję, grzechów więcej nie pamiętam. Poza organizatorami (wspaniałymi), prelegentami (głównie dobrego sortu), była jeszcze kawa. A wiadomo – jak jest kawa, to da się żyć! Warto było wstawać o 4:30 i jechać z południa Polski do stolicy.
Zyskaj więcej klientów dzięki skutecznym działaniom marketingowym z certyfikowanym partnerem Google Premium.
PS: wiem, że nie była to typowa relacja, ale… o to chodziło!
Polecamy również: